Wielu samorządowców w Polsce dojrzało do stwierdzenia, że bez instytucji kultury, festiwali, tętniącej życiem starówki, czy wydarzeń sportowych, wysokiej klasy specjaliści nie będą chcieli mieszkać w ich mieście, a inwestorzy nie będą tam lokować swoich firm. Przykładem mogą być negocjacje z DELL-em i wycofaniem się w ostatniej chwili tej firmy z inwestowania w Nowej Soli. Zrezygnowali ponieważ – jak powiedział przedstawiciel Firmy – Dell nie zainwestuje w miejscu gdzie centrum miasta o godzinie 20.00 jest martwe.
I od tego należy chyba rozpocząć. Sporo Starówek w Polsce powoli umiera przyczyniając się do systematycznego umierania miast. Jest to powolny proces, bardzo często niezauważalny przez samych mieszkańców. Doprowadza on do sytuacji w której pewnego dnia mieszkańcy stwierdzają, że w centrum miasta nie ma już klubów muzycznych, galerii czy miejsc związanych z animacją kultury. Okazuje się wtedy także, że w mieście mieszka także coraz mniej młodych ludzi, że brakuje animatorów, specjalistów z różnych branż gospodarki i usług. Ich już nie ma ponieważ wyprowadzili się do miast “tętniących kulturalnym życiem”. Ci którzy pozostali są zmuszeni celem uczestnictwa w koncertach i festiwalach jeździć do mniej czy bardziej odległych miejscowości, do miast które w porę zauważyły ten postępujący proces i postanowiły go odwrócić. Takim przykładem może być Bydgoszcz, Wałbrzych czy Katowice które z pozytywnym skutkiem w ostatnich latach postawiły na ożywienie swoich centrów. Prezydent Bydgoszczy zdając sobie sprawę z wpływu tego typu działań na rozwój gospodarki miasta i na napływ potencjalnych inwestorów powiedział wprost „Miasto nie da rady się rozwijać przy jednej PESSIE. Potrzebujemy nowych inwestorów którzy stworzą nowe miejsca pracy. Aby to uczynić należy na nowo ożywić miasto”
Kto ponosi winę za umieranie centrów miast. Część dziennikarzy, mieszkańców czy urzędników twierdzi, że wszech winne są centra handlowe. Jednakże wielu z nich ma inne spojrzenie na ten problem, do którego osobiście się przychylam. Główną winę za proces powolnej śmierci starówek bardzo często ponoszą urzędnicy, ich wygoda, krótkowzroczność, brak konkretnych działań a zarazem niewiedza jak negatywny skutek przyniesie ich działanie a raczej jego brak. Gdy już zauważą, że miasto umiera, to tym bardziej utwierdzają wszystkich w przekonaniu, że to centra handlowe – a nie Oni – są winne. Urzędnicy przecież zawsze wszystko w zgodzie z przepisami, takimi samymi jak w każdym mieście. Więc dlaczego w jednym mieście na starówka może tętnić życiem a w drugim nie? W jednym mieście w centrum są całe tłumy a w drugim przechodzeń pojawia się co jakiś czas. Czym się te miasta różnią od siebie? Przede wszystkim postawą urzędników. W “pierwszych miastach” urzędnicy wspierają rozwój kultury i turystyki. Są świadomi, że inwestycja w ożywienie starówki jest ważnym elementem rozwoju gospodarki miasta. Wiedzą, że hałas i głośna muzyka będzie budzić niechęć pewnej grupy mieszkańców tego kwartału. Jednakże w tym przypadku występując w interesie większości mieszkańców pobudzają animatorów do różnych działań. Przychylnie spoglądają na nowe pomysły, współfinansują je w ramach konkursów czy zleconych zadań. Wspomagają organizatorów przy pozyskiwaniu środków np. dając im gwarancje finansowe – jako wkład własny – niezbędny w wielu konkursach. Po za tym same placówki miejskie tworzą program będący ciekawą ofertą dla mieszkańców i turystów. A Te “drugie miasta”? Ich urzędnicy patrzą przez pryzmat własnej wygody. Zajmują się analizą przepisów i odpowiedzią na pytanie – dlaczego dane działanie nie może się odbyć. Unikają jak ognia możliwości skarg czy protestów mieszkańców zamieszkujących centrum miasta. Potrafią otwarcie powiedzieć animatorowi, że: „Jeżeli w poniedziałek rano ma ktoś przedzwonić ze skargą na głośną muzykę w trakcie plenerowego koncertu czy festiwalu, działań odbywających się w piątkowy lub sobotni wieczór, to zrobię wszystko aby te działania się nie odbyły”. W procesie podejmowania decyzji tych protestujących traktują jako swoiste alibi. Przecież robią to wszystko aby wesprzeć i ochronić grupę mieszkańców przed nadmiernym hałasem.
W tym kontekście przyjrzyjmy się jaki wpływ tego typu działania mają na miejską gospodarkę? Brak działań to stagnacja i powolne umieranie miasta. Ożywienie jego centrum to nowe miejsca pracy, to napływ studentów do uczelni wyższych, to nowe sklepy, hotele, restauracje i inne firmy związane z obsługą ruchu turystycznego. Tak turystycznego, ponieważ tętniące kulturalnym życiem miasto, to świetna oferta dla turystów z Polski i zagranicy którzy przyjadą aby się bawić, uczestniczyć w różnych festiwalach, mieszkać przez jeden czy kilka dni , by wydać w tym mieście pieniądze. Tętniące życiem miasto to wpływy do budżetu miejskiego, nowi inwestorzy, nowe miejsca pracy przez nich tworzone. Wspomniałem o studentach i uczelniach wyższych, o wpływie na ich rozwój. Pytając wielu licealistów o to gdzie chcą studiować w ponad 90% przypadków słyszałem: wszędzie tylko nie w tutaj, ponieważ w naszym mieście nic się nie dziej, to zwykła umieralnia. Podobnie jest z licealistami z innych miast którzy oprócz kierunku wyboru nauki wybierają miasta typu Wrocław Kraków, Bydgoszcz, Toruń i inne, które zapraszają do studiowania u siebie bogatą i ciekawą ofertą kulturalną.
W tym momencie zadajmy sobie następne pytania: co jest ważniejsze dla rozwoju miasta, spokój pewnej grupy osób zamieszkujących na starówkach, czy stworzenie enklawy rozrywki, rekreacji i zabawy dla jego mieszkańców i turystów? Miejsca bogatego w ofertę kulturalną tj. różnorodne koncerty, festiwale, spotkania artystyczne i inne działania związane z szerokim spektrum działań kulturalnych i artystycznych. Ciekawej oferty dla mieszkańców, turystów i potencjalnych inwestorów.
Co zrobić aby zahamować ten proces? Na początek trzeba chcieć. Po drugie odpowiedzieć na pytanie „po co mieszkaniec miasta ma wybrać się na starówkę?” Dlaczego mieszkaniec a nie turysta? Z podobnym problemem borykało się “Stowarzyszenia Nowy Świat” w Warszawie. Dzięki systematycznej i konsekwentnej pracy martwy kwartał miasta zmienili w enklawę tętniącą życiem. W rozmowie z z Wice Prezesem Stowarzyszenia usłyszałem: – „Po pierwsze musicie podjąć decyzję – ożywiamy przestrzeń miejską. Muszą w tym uczestniczyć animatorzy, urzędnicy, Radni, biznesmeni i mieszkańcy danego kwartału. Wspomnieni mieszkańcy muszą mieć świadomość, że mieszkanie w centrum miasta to nie tylko wygoda, to także obciążenia związane z hałasem, oraz możliwość budowania własnego dochodowego biznesu. Że proces który rozpoczynamy jest procesem nieodwracalnym. Musicie się także liczyć, że pewna grupa mieszkańców będzie przeciwna tego typu działaniom. Odpowiedzcie sobie wtedy na pytanie: – Czyj interes reprezentujecie całego miasta czy grupy oportunistów? Czas na działanie. W początkowym procesie najpierw należy wśród wszystkich mieszkańców miasta na nowo wytworzyć modę na odwiedzanie centrum. Róbcie to poprzez stworzenie różnorodnej oferty związanej z kulturą, sportem i rekreacją dla różnych grup wiekowych. Musicie sobie zdać także sprawę że taka odbudowa może potrwać 2-3 lata, że jest takim samym procesem jak ten który odwracacie. Gdy już rozpoczniecie go realizować, to wtedy możecie zacząć myśleć o turystach”.
Na koniec dwie ciekawe wypowiedzi z materiału dotyczącego powyższego tematu który ukazał się w Forbes 16.07.2012
– Prof. Pier Luigi Sacco twierdzi, że ludzie częściej uczestniczący w wydarzeniach kulturalnych są bardziej zadowoleni z życia. Mówiąc pół żartem, pół serio, ludzie częściej chodzący na koncerty uważają, że miasto jest lepiej posprzątane – powiedział Prezydent jednego z miast w czasie Kongresu Regionów w Świdnicy.
– Rozmawiałem kiedyś z jednym z najpotężniejszych amerykańskich biznesmenów (wtedy 40. na liście „Forbesa”), który powiedział mi, że inwestując w Polsce, myśli o tym, że on sam może przyjedzie do nas przeciąć wstęgę, ale to jego pracownicy będą tu przez lata mieszkać z rodzinami. I dlatego wpływ na decyzję o lokalizacji inwestycji ma dostęp do kultury: teatru, opery, filharmonii, klubów muzycznych oraz pola golfowego czy szkoły z wykładowym angielskim dla dzieci. To wszystko jest kulturą – mówi Paweł Potoroczyn, dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza, zajmującego się promocją polskiej kultury na świecie.
Bruno Aleksander Kieć
w materiale zostały użyte zdjęcia z koncertów i innych działań Fundacji Kombinat Kultury które odbywały się w Zielonej Górze pod Zielonogórskim Ratuszem